24 marca 2016

Zezowate zające i pijane kurczaki - innowacyjne wielkanocne dekoracje.

Jak mnie tu dawno nie było... Ogrom zajęć nie pozwalał mi nawet zaglądać na bloga, a co dopiero coś napisać. Nie wiem, jakim cudem udało mi się między myciem okien a odkurzaniem każdego zakamarka stworzyć wielkanocne dekoracje dla domu. Oczywiście, wyszły po mojemu. I inaczej, niż zaplanowałam... Trochę właśnie ze względu na brak czasu, by dłużej posiedzieć przy masie solnej i farbach, a trochę dlatego, że Wit Stwosz to ze mnie nie jest.

No dobra, właściwie to głównie drugi z tych powód sprawił, że zaplanowana ogromna kura z masy solnej, z mnóstwem piórek i zadowoloną miną nie powstała. Za to jest zając - z lekkim zezem. Oraz dwie małe kury, z głową przechyloną niczym po całonocnej balandze. Aaaa, no i trochę jaj, rzecz jasna. Których miało być więcej, ale przypominały kształtem raczej otoczaki niż jaja...

Tym razem post będzie raczej inspiracją, niż instrukcją wykonania krok po kroku. Podam najważniejsze informacje, jak zrobić dekoracje wielkanocne z masy solnej, lecz bez posiłkowania się dużą ilością zdjęć czy wytycznych. Wydaje mi się, że ideę tworzenia figurek z masy solnej oddałam w kilku postach (linki poniżej), a przy moim lenistwie nie mam zamiaru się powtarzać :)

Post: Jak zrobić masę solną krok po kroku?
Post: Proste figurki z masy solnej.

Ostatecznie powstały dwa koszyki z kurami, jajami i zającem. Urok tych dekoracji polega na tym, że są szybkie do zrobienia. No prawie... Nie liczę czasu na schnięcie masy/farby/lakieru. O ile nie masz za dużo okien do umycia, swobodnie zdążysz zrobić choćby jeden taki koszyk. Jest to też dobry sposób na zajęcie osób kręcących się po domu czy mieszkaniu bez celu i włażących pod nogi (wliczam tu głównie mężów/chłopaków/ojców/narzeczonych/innych osobników płci męskiej oraz nieletnich). W czasie, gdy dany element będzie wysychał, można akurat wypastować podłogę lub upiec babkę.

A własnie. Babki i babeczki, czyli muminki :) Możliwe, że będzie coś ciekawego z tym związanego jeszcze przed niedzielą. O ile nic nie przypalę....

Wielkanocne koszyki z figurkami z masy solnej

W koszykach są cztery rodzaje figurek:
  1. Zezowaty zając z masy solnej.
  2. Pisanki z masy solnej.
  3. Kurczaki z masy solnej.
  4. Kurczak z modeliny.
Na początek dwa koszyki, które zrobiłam. Poza figurkami wyłożyłam w nich serwetki i nawrzucałam żółtych piórek (łatwo dostępne w internecie lub w różnych sklepach z dekoracjami - duże pudełko takiego pierza kosztuje kilka złotych). W wersji idealnej, wymarzonej, w koszyku miała siedzieć duża kura, pilnująca małych kur oraz pisanek. Jak widać, zastąpił ją zając. Dlaczego? Nie wiem czemu, ale w trakcie schnięcia dużej kury głowa ciągle spadała, spłaszczała się i wychodziło z tego dziwactwo. Nie wiem, co robiłam źle, ale w końcu w złości wrzuciłam zaschniętą kurę-potwora do kosza. I tak kilka razy.





 Zezowaty zając - jak zrobić:

Jest to dość proste. Wystarczy wyciąć z masy solnej dwa kółka i złączyć je (jako klej - woda). Z masy solnej o tej samej grubości wycinasz uszy, łapki, oczy i nos, przyklejasz - i to wszystko :) Oczywiście, po wyschnięciu jest jeszcze kwestia malowania. Okazuje się, że po zaschniętej masie solnej można wygodnie rysować ołówkiem - w ten sposób naszkicowałam pisankę i dopiero później ją malowałam. Na koniec tradycyjnie lakier w spray'u i to wszystko :)




 Jak zrobić pisanki z masy solnej?

Zrobić masę solną, poszukać głębokich łyżek lub łyżeczek i potraktować je jako foremki. Wcześniej dobrze jest posypać je trochę mąką. Oczywiście, foremka będzie jednostronna - drugą połowę jaja trzeba samemu wyrzeźbić. Susz figurkę razem z łyżeczką/łyżką, żeby nie straciła kształtu (gdy tak nie robiłam, nie wychodziły jajka, a kamienie).
Zdobienie jest dowolne, tak samo jak przy pisankach z prawdziwych jajek. Ja zrobiłam trzy rodzaje - malowałam farbami (zielona z kwiatkami, czerwona, niebieska i w kropki), owinęłam muliną (w paski) oraz pokolorowałam woskową kredką, a potem farbą zrobiłam wzory (z serduszkami).

Kurczaki z masy solnej

Jak je zrobić? Szczerze mówiąc nie jestem - jak widać - w tej dziedzinie autorytetem. Mogę jedynie powiedzieć, jak zrobić pijane kurczaki z masy solnej. Wystarczy zrobić korpus, głowę, grzebień, oczy i dzióbek. Następnie postawić taką kurę na grzejniku. Po około 30 minutach głowa kury zawadiacko przechyla się w prawo lub w lewo, tworząc artystyczny efekt pijaństwa. 

Swoim pijanym kurom doczepiłam po pomalowaniu piórka (na Kropelkę).

Kurczaki z modeliny

Nie miałam za dużo modeliny i wyszedł mi kurczak miniaturka (w koszyku z zającem). Z modeliny okazało się być to łatwiejsze, niż z masy solnej. Tylko takie to małe jakieś, a więcej żółtej modeliny nie mam... Patrzę na opakowanie, a tam napisali, że po zastygnięciu modelinę można malować. Myślę sobie - spróbuję. Wymieszałam wszystkie kolory, które mi zostały i oblepiłam tak nieudaną pisankę z masy solnej. Dorobiłam głowę, grzebień itd. i pogotowałam w wodzie, jak zalecali na opakowaniu. Po wyjęciu faktycznie, masa stwardniała. Radosna sukcesem biorę za pędzle... Niestety, producent chyba czegoś nie dopowiedział. Nawet 2-3 warstwy plakatówek nie zakryły oryginalnego koloru modeliny...




 Mamy figurki - i co dalej? Szukamy koszyka, serwetek, klejów, nitek, co tam nam się spodoba. I układamy. Mi akurat efekt mojej pracy się podoba, mam nadzieję, że Tobie również.








Nie samymi koszykami człowiek żyje. O ile między pieczeniem babeczek a sprzątaniem łazienki znajdę czas, zrobię dodatkowo kwiaty z bibuły. Są efektowne, tanie w wykonaniu i nie wymagają specjalnych umiejętności czy przyrządów. Drobne kwiaty umieszczone na obrzeżach koszyka będą dodatkową ozdobą. A przynajmniej ja tak sądzę.

Czy trzeba samemu się męczyć z dekoracjami? Oczywiście że nie :) Mi od dzieciństwa towarzyszą dwie figurki, które co roku gdzieś ustawiałam - Pani Zającowej oraz zająca z doniczką, w której aktualnie rośnie rzeżucha. A gdy już wyrośnie, będzie wśród niej pisanka - tym razem tradycyjna, z wydmuszki :)







15 lutego 2016

Kotlet owsiano-nadziewany, czyli schabowy inaczej.

Miałam misję zrobić schabowe. Normalne, tradycyjne, polskie kotlety schabowe. Patrzę się na to mięso i patrzę i wyobrażam je sobie jako zwykłe panierowane placki mięsa. Nuda. Nic zaskakującego, zwykły kotlet. Ale przecież obiecałam sobie - zrobię obiad bez udziwnień.

Cóż, nie udało się.

Najpierw wymyśliłam i zweryfikowałam w Google panierkę z płatkami owsianymi, a w międzyczasie znalazłam wręcz banalny, ale ciekawy pomysł nadziania kotleta serem i szynką. Takie nadziewanie szynką i serem Google nazwało "kotletem po szwajcarsku". Nie wiem, czy Szwajcarzy wiedzą, że takie coś powinni zajadać jak my rosół w niedzielę. 

I - co za zaskoczenie! - wyszło pysznie. Jak na dość efektowne danie (wygląda o wiele ciekawiej, niż klasyczny schabowy) przygotowuje się je szybko. Choć z drugiej strony zależy, co dla Ciebie oznacza "szybkie gotowanie", bo dla mnie to zrobienie dania w ciągu godziny. Dla niektórych zrobienie kanapki wymaga zbyt dużego nakładu czasu na gotowanie.
kotlet schabowy przepis

Tylko co z tego, że pyszne, skoro zostałam oskarżona o próby zabójstwa... Podobno wykałaczki w kotlecie mogą zakończyć życie jedzącego...


Przepis na kotleta owsiano-nadziewanego

Składniki:

  • mięso ze świnki podzielone na kawałki jak na tradycyjne schabowe
  • płatki owsiane lub inne otręby (szukać na tych wiecznie omijanych półkach ze zdrową żywnością)
  • plastry ulubionej, chudej szynki
  • plastry ulubionego, mniej chudego sera żółtego
  • odrobina masła
  • bułka tarta
  • mąka
  • jajo lub kilka od niezestresowanej kury*
  • olej
  • przyprawy: rozmaryn, majeranek, sól, pieprz, ostra papryka
* To, że kura biega sobie swobodnie nie oznacza, że nie jest zestresowana. Znane są przypadki psa ganiającego za kurami lub kota kurę udającego i próbującego wysiadywać jajo lub kota kurę udającego i próbującego załapać się na kurze jedzenie. Nie ma gwarancji, że kura żyjąca w takim towarzystwie jest odporna na stres.

Wykonanie:

  1. Kotlety rozbić, unikać podziurawienia.
  2. Każdy kawałek mięsa posypać solą, pieprzem i rozmarynem. Położyć szynkę, ser i odrobinę masła. Złożyć mięso na pół i spiąć wykałaczkami. Zapamiętać, ile w danym kotlecie jest wykałaczek, chyba że chce się później wysłuchiwać oskarżeń o plany morderstwa.
  3. Do mąki dodać trochę soli i pieprzu. Do jajka (rozciapanego do panierki) dodać majeranek. Do bułki tartej dodać płatki owsiane (2:1) i ostrą paprykę.
  4. Panierować kotlety według kanonów kuchni.
  5. Rozgrzać na patelni olej (ilość: do połowy wysokości kotletów). Mocno rozgrzać. Gdy myślisz, że jest już ok, rozgrzewaj olej jeszcze 2-3 minuty. Wtedy dopiero połóż kotlety. 
  6. Smażyć kotlety do złotego zrumienienia z obu stron. Nie przejmować się, gdy zrumienienie będzie miało odcień sadzy. Na pewno znajdzie się jakieś dobre wytłumaczenie na podanie takiego dania (w "Top Chefie" non stop coś wędzili, a i nieraz przypalali - Ty tylko uczysz się od mistrzów).
  7. Na koniec osuszyć z tłuszczu na ręczniku papierowym lub papierze śniadaniowym. Nie jest to konieczne, jeżeli nie dbasz o sylwetkę lub przepustowość żył na starość i jakość wątroby.
Podawać z czym się chce - im bardziej zrumienienie przypomina odcień sadzy, tym bardziej zachęcam do przywiązania wagi do dodatków. Im lepsze, tym skuteczniej odwrócą uwagę od drobnej wpadki.
kotlet schabowy przepis

Co do wykałaczek. Nie wiem czemu, ale podczas smażenia jakoś tak giną. W dodatku mocno przywiązują się do kotleta i trudno je wyciągnąć. 

Aaaa, no i lepiej wcześniej uprzedzić osoby, które będą zajadały to wyśmienite danie, że wewnątrz znajdują się pewne pułapki. Dobrze jest też podać ilość wykałaczek.

Chyba że faktycznie masz mordercze plany....
kotlet schabowy inaczej

4 lutego 2016

Chińszczyzna na talerzu - czyli jak sprofanować jedną z najstarszych kuchni świata.


Lubię w kuchni eksperymentować. Widząc przepis - nawet sprawdzony - w 80% przypadków kusi mnie coś w nim zmienić i namieszać. Zazwyczaj (na szczęście) wychodzi z tego coś jadalnego, aczkolwiek efekt jest też taki, że autorzy klasycznych przepisów z czasów zamierzchłych pewnie przewracają się w grobach...

Kiedyś miałam fazę na kuchnię azjatycką. Wydawała mi się być odległa, specyficzna, pachnąca tysiącem różnych przypraw, których jeszcze nie znam. Problem w tym, że byłam zbyt leniwa, by dokładnie zagłębić temat i poznać zasady łączenia pięciu smaków (co ponoć jest podstawą kuchni chińskiej). Zapoznanie się z tematem w moim wypadku polegało na zakupach - a to kupiłam grzyby Mun, a to jakiś dziwny makaron, a to jakiś sos ostrygowy. Nazbierało mi się w szafce różnych produktów, zaczęły mi zawadzać, a przepisu żadnego nie ma. W dodatku tych wszystkich dziwactw nakupiłam tyle, że wyszedłby z tego chiński bigos.

I tak wpadłam na pomysł "dania chińskiego" - właśnie taki jednogarnkowy bigos, wszystko i nic. Różni się od klasycznego bigosu składnikami, smakiem i sposobem przygotowania. Łączy je jedynie idea - wrzucam do garnka to, co mi się podoba. A w przypadku dania chińskiego produkty muszą spełniać jeszcze jedno kryterium - muszę uznać, iż są chińskie. Lub co najmniej orientalne.

Zaopatrzona w różne dziwne produkty oraz wsparta wskazówkami zaprzyjaźnionej kucharki-amatorki zabrałam się kiedyś dawno za pierwsze podejście do chińszczyzny. Jedno jest pewne - jakikolwiek Chińczyk wlazłby wtedy do kuchni, w życiu by nie odgadł, że gotuję jego potrawę narodową. A mimo to efekt był na tyle pyszny, że garnek szybko opróżniono. I tak za każdym razem.

Ostatnie podejście do chińszczyzny - z lekką modyfikacją - było jednym z bardziej udanych. Toteż pomyślałam, że się pochwalę i pokażę swój tajny przepis. I tak następnym razem znowu w nim coś pomieszam i zrobię inaczej :)

Jeżeli lubisz wyraziste, pikantne jedzenie z dużą ilością warzyw - to danie jest dla Ciebie :)

Uwaga: z racji tego, że moją chińszczyznę pożerają bardzo szybko, robię jej w ilości jak do całej chińskiej wioski. I takie proporcje są tu przedstawione.

Przepis na chińszczyznę, czyli azjatycki bigos

Składniki:

  • filet z kurczaka (około 1 kg)
  • papryka czerwona i żółta
  • por
  • marchewki
  • cebula
  • 3-4 ząbki czosnku
  • opakowanie grzybów Mun (starczy jedno! Mimo że suszu jest mało, po ugotowaniu potraja swoją objętość!)
  • słoik/puszka pędów bambusa lub jakieś kiełki fasoli itp. (bambus najlepszy, fajnie chrupie)
  • sos sojowy
  • sos ostrygowy
  • ryż lub taki dziwny makaron z fasoli w białym kolorze
  • przyprawy w dużej ilości (patrz zdjęcia): curry, imbir, kolendra, trawa cytrynowa (niekoniecznie), papryka ostra, chilli, pieprz, sól, rozmaryn, oregano, łyżeczka cukru

Wykonanie:

  • Kurę pokroić na kawałki i zamarynować w mieszance wszystkich wymienionych przypraw z wyjątkiem cukru. Polać odrobiną sosu sojowego i na godzinę do lodówki.
  • Warzywa pokroić. Ilustracja kształtów i rozmiarów poniżej.
  • Grzyby przygotować według instrukcji na opakowaniu.
  • Czosnek posiekać i rozgnieść z solą.
  • Kiedyś dodałam też kukurydzę - było smaczne. Zamieniłam grzyby Mun na pieczarki - efekt średni. Kusi mnie następnym razem sprofanować to danie już całkiem i dodać czerwoną fasolę lub groszek :)
  • Warzywa podsmażyć na głębokiej patelni z niewielką ilością tłuszczu (masło, oliwa z oliwek). Co istotne - mają zachować chrupkość, także nie przeginać z czasem. Dodawać je w kolejności: cebula, marchewka, bambus, papryka, por, czosnek w jakiś odstępach (marchewka potrzebuje więcej czasu, by dojść). Doprawić lekko solą i pieprzem. Pozbierać z kuchenki warzywa, które wyskoczyły z patelni.
  • Kurczaka obsmażyć na oleju. Musi być ostry! Warzyw jest dużo, a nie są za mocno przyprawione - smaki fajnie się wymieszają.
  • Sos: 3-4 łyżki sosu sojowego, 2 łyżki sosu ostrygowego, 5-7 łyżek wody, curry, imbir, łyżeczka cukru. Wymieszać. Zetrzeć z szafki sos, który pod wpływem energicznego mieszania wydostał się poza kubek.
  • Poszukać dużego garnka i wymieszać w nim wszystkie do tej pory przygotowane składniki. Jeżeli za mało wyraziste, doprawiać sosem sojowym, curry, imbirem i/lub chilli.
  • Podawać z ryżem lub tym dziwnym makaronem.

    Chińszczyzna

    Chińszczyzna chińszczyzną... ale dziś jest tłusty czwartek - idę poszukać piątego pączka :)





3 lutego 2016

Serca z masy solnej - pomysł na walentynkowy prezent

Podejście do Walentynek każdy ma inne. Dla niektórych jest to świetna okazja do obsypania się serduszkami, prezentami i wyznaniami. Dla innych jest to święto komercji, nakręcone przez konsumpcjonistyczne społeczeństwo (a raczej jego marketingowych kreatorów). Jest też grupa osób mająca z jakiś względów do Walentynek uraz z powodów różnych, przez który to uraz nie mają najmniejszego zamiaru zanurzać się w tłumie zapatrzonych w siebie zakochanych. Nie dla wszystkich pomysł szukania stolika w przepełnionych gwarem i tłumem kawiarniach - a tego dnia gastronomia oraz kina mają swoje żniwa - spełnia kryteria romantycznego wieczoru. Nie da się ukryć, że jak ktoś chce sobie coś wyznawać, to może robić to codziennie, ale też trudno czasem uciec od presji tego specyficznego święta. Z innej znowu strony, czasem po prostu jest miło dać coś drugiej osobie. Na przykład kopa w cztery litery na do widzenia :)

Co ja sądzę o Walentynkach, to moje. Dywagacje natury egzystencjalnej nie są celem tego wpisu, aczkolwiek chciałabym zaznaczyć, że św. Walenty to w głównej mierze patron epileptyków, nie gruchoczących do siebie, przesłodzonych par. Z drugiej strony są osoby, dla których jest to ważny dzień, więc niech świętują wedle uznania, jeżeli tego potrzebują. W sumie też świętowanie świętowaniu nierówne - drobny gest jest miły i nie razi ludzi dookoła, tak jak niektóre pary, które mogłyby wywiesić nad sobą baner "patrzcie, jacy jesteśmy razem szczęśliwi i nie możemy się od siebie odkleić".

Przechodząc do sedna sprawy - świętując Walentynki czy nie, czasem trudno jest wpaść na pomysł, co dać swojej drugiej połowie lub innej osobie, która z jakiegoś powodu jest dla nas ważna. Problem jest tym większy, im mniejszym budżetem dysponujemy. Fajnym rozwiązaniem i tanim pomysłem na prezent walentynkowy - i każdy inny, bo jak zwykle pokażę tylko bazę do indywidualnych modyfikacji - jest wiszące serce z masy solnej (a jakże!) z wydziobanym wykałaczką imieniem. Jeżeli serce jest zbyt przesłodzone lub nie pasuje dla osoby, która ma być obdarowywana, można oczywiście zrobić każdy inny kształt.

Przychodzi mi na przykład do głowy wiszący granat (ten, który wybucha) z wydziobanym imieniem. Albo coś bardziej krwawego, choćby symboliczna odcięta głowa. Również z wydziobanym imieniem. Takie nietypowe voodoo. Taki prezent może być bardziej wymowny od tysiąca słodziutkich serduszek :)

walentynki
Podsumowując: instrukcja poniżej dotyczy prezentu walentynkowego, ale sama idea odnosi się do dowolnego kształtu, na którym zmieści się jakieś imię lub inny napis, który aktualnie jest potrzebny. Wspominałam na przykład kiedyś o gwiazdkach na choinkę z imionami członków rodziny - zdjęcia są tutaj. Przy okazji znajdziecie tam przepis na masę solną.

Jak zrobić wiszące serduszka z masy solnej?

  1. Wytnij foremką lub nożykiem według szablonu (szablon serca poniżej) serca z rozwałkowanej na około 0,5-1 cm masy solnej. Potrzebne jest jedno duże i dwa mniejsze. Staraj się nie poodciskać palców, zwłaszcza przy tych małych (potrzebne jest około czterech prób). Podstawowe wskazówki, jak robić figurki z masy solnej, znajdziesz tutaj.
    Serce wzór
  2. Weź wykałaczkę lub szpilkę (w ostateczności igłę) i pobaw się w grawera. Im dłuższe imię, tym mniejsze literki i trudniej je zmieścić. Sprawdzają się tu nieraz zdrobnienia lub przezwiska- im liter mniej, tym łatwiej i czytelniej. Wykałaczką raz przy razie (jak maszyną do szycia) na większym sercu rób dziurki układające się w litery. Im utworzone zagłębienia będą szersze, tym łatwiej będzie je później pomalować - ale też tym krótsze imię się zmieści na figurce.
  3. Słomką do napojów zrób w dużym sercu otwór na wstążkę.
  4. Mniejsze serduszka delikatnie przyklej do dużego. Jak przykleić masę solną? Odrobina letniej wody zadziała jak klej.
  5. W tym wypadku mniej znaczy więcej. Tyle zdobień wystarczy - odczekaj, aż masa wyschnie.
  6. Po tym czasie pomaluj serce z masy solnej według uznania. Najpierw boki, następnie tło i dopiero na końcu litery. W zależności od wielkości literek można je malować bardzo cienkim pędzelkiem lub wykałaczką/szpilką/igłą. Na końcu wykończ małe serduszka.
  7. Polakieruj figurkę z dwóch stron i przewiąż wstążką.

Gotowe! Proste, a efektowne. Ciut przesłodzone, idealnie wpasowuje się w ideę Walentynek.





Podejście pierwsze: litery nierówne, samo serce również.
Wygląda nijako.



walentynki prezent
Podejście drugie: efekt dużo lepszy,
choć do ideału jeszcze daleko.



















Na szczęście, pomysł ten można wykorzystać nie tylko na to czasem kontrowersyjne święto. Robienie imion na figurkach z masy solnej wymaga trochę wprawy, lecz po jako takim tego opanowaniu spersonalizowanie jakiegokolwiek prezentu nie będzie stanowiło dla Was problemu.



Trudnością są długie napisy lub imiona, lecz sądzę, że jest to kwestia wprawy i cierpliwości. Wystarczy spojrzeć na moje dwa podejścia do walentynkowych serc - pierwszego nawet nie lakierowałam, bo oceniłam je jako mało udane. Drugie podejście było już o wiele lepsze.




21 stycznia 2016

Kobieta remontuje - blaski i cienie na podstawie doświaczeń własnych.

Co jakiś czas przychodzi Ten dzień. Zazwyczaj jest to sobota, gdy dokładnie sprzątam wszystkie zakamarki w domu i dostrzegam, gdzie farba wyblakła, kolor tapety się znudził, a meble ustawiono niefunkcjonalnie. Teoretycznie mogłabym przejść nad tym do porządku dziennego, zwłaszcza że poza mną raczej nikt tych niedociągnięć nie zauważy.

Ja jednak decyduję się na mały remont. Który, rzecz jasna, wykonam sama.

Mając już kilka takich epizodów za sobą mogę stwierdzić, że poza satysfakcją z samodzielnie wykonanej pracy oraz krótkim czasem oczekiwania na rozpoczęcie działań (cóż, pewne stereotypy na temat zapału mężczyzn do remontów są prawdziwe), spotkałam się z czynnikami, których nie przewidywałam. Mianowicie dotknęły mnie konsekwencje stereotypowego myślenia na temat kobiet. A już kobiet remontujących zwłaszcza. Dlatego też, w duchu stereotypów, powstała poniższa lista...

Jeżeli jesteś przed remontem, zastanawiasz się, jaką farbę wybrać do malowania łazienki albo czym zmyć farbę olejną, jak zabezpieczyć meble lub czy rodzaj pędzla ma znaczenie - tego tu nie znajdziesz. Nie czuję się jeszcze na tyle pewnie w temacie remontów, by doradzać w tym temacie.
Jedyne co mogę powiedzieć, to nie kupuj taśmy chroniącej przy malowaniu oferowanej przez Bricomarche - bubel odkleja się od tapety, listwy podłogowej lub szafki po kilku minutach.

Natomiast jeżeli szukasz wsparcia psychicznego, zastanawiasz się, czy jako kobieta dasz sobie radę w sklepie z farbami, tapetami, pędzlami i innymi dziwnymi butelkami, jeżeli nie wiesz, czy otoczy cię podziw i akceptacja męskiej części populacji - poczytaj o moich doświadczeniach z tymi i innymi wadami i zaletami remontowania domu przez kobiety.

malowanie



Etap I: zakupy.

Zakupy jako ulubiona czynność każdej kobiety? Ha! Nie w przypadku sklepów budowlanych i tym podobnych. Wnętrze jest niczym labirynt z pułapkami czyhającymi na każdym kroku...

  1. Sklep z artykułami do remontowania to jak drogeria dla faceta. Wchodząc do Bricomarche lub OBI, wkraczasz do świątyni mężczyzn. Już po chwili zorientujesz się, że przy półkach stoją osobniki płci przeciwnej o twarzach: zachwyconych (wiertarka o stu zastosowaniach w promocji!), zasmuconych (żona mnie zabije, ta kasa miała iść na nowy mikser, nie na mega potrzebny zestaw kluczy i śrubokrętów...), niezdecydowanych (hmmm... wybrać klucz numer 13 czy 14 czy oba?). Coś Ci to przypomina? ;-) Dokładnie, podobnie zachowujemy się w drogeriach. Niestety, my, kobiety, w tym nowym środowisku możemy poczuć się zagubione i zdezorientowane. Na kartce napisane: farba do kuchni w fiołkowym kolorze... rozglądasz się, widzisz farby, idziesz do alejki, patrzysz.... i tu zaczynają się pierwsze problemy...
  2. Kojarzysz pewien skecz kabaretowy o facecie w Castoramie? Możesz go obejrzeć na końcu posta. Miał problem z wyborem koloru farby, gdyż odcieni było za dużo. Tutaj mamy przewagę. Rozumiemy barwy, odróżniamy je na poziomie głębszym, niż kolorowe i czarne. Niestety, większość pracowników w sklepach tego typu to faceci. Daltoniści. Ale nie da się uniknąć ich towarzystwa... bo na kartce nie ma napisane, czy farba do kuchni ma być olejna, emulsyjna, odporna na wilgoć, satynowa... a poza tym, która firma jest dobra? Jest ich mnóstwo! A ile wiaderek trzeba kupić? Na kartce masz zapisane, że dwa, ale każdy producent ma inne wielkości opakowań... Z lekką paniką szukasz pana w stroju z logo sklepu. Uprzejmie prosisz go o doradzenie w wyborze fiołkowej farby do pomalowania kuchni. Z zalotnym, lekko nerwowym śmiechem zagadujesz, że nie bardzo się znasz na farbach i liczysz na pomoc fachowca. A pracownik już wie. Nie, nie wie, który kolor to fiołkowy, coś mu jedynie świta, że to jakiś fiolet. Albo czerwony. Nieeee.... On już wie, że teraz może na Tobie odegrać się za wszystkie kompromitacje, gdy dziewczyna wysyłała go po coś do drogerii. Też wtedy, z tym lekko nerwowym uśmiechem prosił miłą sprzedawczynię o pomoc. Ale jej nie uzyskiwał. Gubił się, nic nie rozumiał. Teraz pokaże tej kobiecie, że on ma Wiedzę. Jest fachowcem i oczywiście pomoże tak miłej klientce. Tylko niech klientka najpierw powie - jaka jest powierzchnia ścian kuchni? Jaka panuje temperatura w pomieszczeniu? Czy wentylacja jest prawidłowa? Jaka jest wilgotność powietrza? Czy ma pani już odpowiednie wałki? Nie, nie te do włosów. Wałkiem nakłada pani farbę na ścianę (z politowaniem). Ta firma ma bardzo dobrą wydajność, ale wymaga rozcieńczenia odpowiednim preparatem, jaki by pani chciała? Chyba że jednak ta firma, jest łatwiejsza w malowaniu, co na pewno będzie ważne - nawet kobieta (z ironią) sobie z tym poradzi.
  3. Ok, z ostatkiem sił przebrnęłaś przez serię pytań. Wybrałaś odpowiednie wiaderka, wałki, pędzle oraz - co najważniejsze - cudowny kolor farby. Ale czy to wszystko? Ten "miły" pan mówił coś o rozpuszczalniku. Idziesz z nim do półki, a tam... jeszcze gorzej. Wcześniej przynajmniej wiedziałaś, co to farba. A tutaj... benzyna ekstrakcyjna, rozcieńczalnik do poliuretanu, rozcieńczalnik do akrylu.. Ratunkiem wydaje się rozcieńczalnik uniwersalny. W dodatku najtańszy! Taaak, też ostatnio się na to nabrałam. Wyczyścił pędzle (oraz pobrudzoną tapetę i podłogę), ale od zapachu fiołków kiszących się przez 100 lat w zalewie do ogórków kręciło mnie w nosie przez kilka dni. Dobra rada: chcąc nie chcąc zaufaj pracownikowi sklepu w tej kwestii.
  4. A propos brudnej tapety i podłogi. Środki do ochrony wszystkiego. Taśmy, folie, rękawiczki - konieczny zakup hurtowy. Dlaczego?

Etap II: przeszkolenie i przygotowanie.

Jest dobrze. Wyszłaś ze sklepu z wózkiem zapakowanym po brzegi (choć planowałaś kupić zaledwie wiaderko lub dwa fiołkowej farby do pomalowania kuchni) oraz pustym portfelem. Sam bilans (dużo zakupów, mało kasy) jest dla ciebie znany i oswojony, dlatego też z lekką zadyszką, ale coraz spokojniej idziesz do samochodu. Pełna nadziei i wizji pięknej kuchni wracasz do domu i rozkładasz zakupy.
  1. Najchętniej zaczęłabyś remont od razu. Co prawda jest już godzina 17:00, a obok ciebie leży sterta ubrań do prasowania... Zaczynasz więc od zrobienia sobie kawy i oszacowania czasu potrzebnego na pomalowanie kuchni. W tym czasie przychodzi domownik płci męskiej, więc dzielisz się z nim swoimi wrażeniami i planami.
  2. Po pierwsze twój rozmówca serwuje ci pełen lekko kpiącego wyrozumienia uśmiech, jako odpowiedź na twoje żale, że sprzedawca w sklepie się nabijał, zamiast pomagać. Po drugie, przyjmuje pozycję Eksperta i pragnie rozwiać wszystkie twoje wątpliwości. Zaczyna opowiadać o wszystkich do tej pory przeprowadzonych remontach, które kończyły się oszałamiającymi sukcesami. Z lekkim roztargnieniem przytakujesz głową, a po cichu dalej liczysz, czy do końca dnia uda ci się nałożyć pierwszą warstwę farby. Nieroztropnie dzielisz się tymi przemyśleniami z męskim rozmówcą.
  3. Męski rozmówca patrzy z politowaniem. Po pierwsze zaczyna twierdzić, że na opakowaniach farb piszą bzdury i on wie lepiej, jak długo farba będzie wysychała, czy trzeba ją rozcieńczać oraz ile warstw jest potrzebnych. Gdy patrzysz pełna wątpliwości, odpowiada, że oczywiście zrobisz jak chcesz, ale jeżeli potrzebujesz rady... Tak w ogóle to może odpuścisz, on się zajmie malowaniem w wolnej chwili za dwie dekady, w końcu ma większe doświadczenie, a ty niekoniecznie sobie dasz radę. Twój argument, że jeżeli dajesz sobie radę z makijażem oraz malowaniem paznokci, to dasz sobie radę z malowaniem ścian - dziwnym trafem pada w próżnię.
  4. Ignorując dotychczasowe rady pytasz jedynie o rozcieńczenie farby. Korzystasz z tej rady i zabierasz się do malowania. Upinasz włosy w luźny, zalotny koczek, zakładasz wygodne, markowe dresy. Obklejasz taśmą ochronną niektóre elementy i zabierasz się do roboty. Jest godzina 18:00.

Etap III: remont właściwy.

  1. Pełna zapału i satysfakcji z własnej samodzielności malujesz pierwsze centymetry kwadratowe ściany. Pierwsze pociągnięcie wałkiem nie jest może idealne, lecz podchodzisz do tego z dystansem. W końcu jesteś mądrą kobietą i wiesz, że kilka pierwszych minut będzie gorszych - w swojej wspaniałomyślności zaczęłaś od rogu, który jest najmniej widoczny na co dzień. 
  2. Kolejne minuty upływają ze słabnącym zapałem. Kolejne centymetry kwadratowe powierzchni ubywają w bardzo wolnym tempie, a czas leci. Dodatkowo te smugi, które pojawiały się na początku, nadal nie znikają. Mimo to nie poddajesz się i malujesz dalej. Pojawiające się uczucie frustracji rozładowujesz intensywniej machając wałkiem.
  3. Pierwsze utrudnienie: wizyta domownika płci męskiej. Przyszedł zobaczyć, jak sobie radzisz i czy nie trzeba ci pomóc. Patrzy uważnie z daleka na pomalowany kawałek ściany i z wywyższającym się wyrazem twarzy komentuje. Pięknie malujesz tą ścianę. Co prawda te smugi trochę widać, ale z drugą warstwą będzie lepiej. Mówiłem, że to trzeba inaczej. Ale i tak ładnie, jak na kobietę no i pierwszy raz. A tak w ogóle to kiedy kończysz? Jest już 20:00, odpuść sobie. A te plamki fiołkowej farby na suficie? Aaaa, rozumiem, przypadkowo machnęło ci się wałkiem i prysło...

Etap IV: zakończenie i sprzątanie.

Czy etap zakończenia i sprzątania jest zakończeniem remontu? Niekoniecznie. Około godziny 22:00 poddajesz się. Odchodzisz na trzy kroki od ściany, przechylasz głowę, patrzysz... no, nie jest tak źle. Jak na pierwszy raz nawet świetnie. Kolor jest dobrze dobrany, na końcu już nawet nie było smug. Ale trzeba będzie jeszcze jedną warstwę farby dać, albo dwie. Tyle że to już jutro. 

Mimo problemów po drodze i napięcia, które ci towarzyszyło, jesteś usatysfakcjonowana. Dałaś sobie radę z czymś, w co mężczyźni wątpili. Oszczędziłaś czas potrzebny na czekanie, aż domowy facet zabierze się za remont oraz pieniądze, które skasowaliby fachowcy z zewnątrz. Oszczędziłaś też dom, bo ci fachowcy mogli okazać się żywcem wyjęci z "Usterki". Wołasz męskiego domownika.

Pierwszy komentarz okiem fachowca. Widzisz ten drgający kącik przy oku. Drgający nerwowo, bo okazuje się, że ci wyszło. Oczywiście, nie znowu idealnie, ale i tak nie trzeba będzie za dużo poprawiać. Ściany są ładne, efekt powalający. Mężczyzna przez ciebie utraci przewagę. Musi coś znaleźć. Co robi? Patrzy dookoła. Sufit. Podłoga. Lodówka. Krzesło. Akwarium z rybkami. Twój firmowy dres oraz grzywka i policzek. Wszystko w fiołkowych kropkach. Jest! Znalazł punkt zaczepienia! I zaczyna...

Jak ty to zrobiłaś, że pomalowałaś sufit? Mówiłem, żebyś założyła moją starą koszulę, ten dres masz już do wyrzucenia. Włosy i policzki też? Matko, ja bym tak nie umiał.

A w tobie się gotuje. Czy ktoś cię przeszkolił z zasad BHP? Nie! Męski domownik wymądrzał się na temat wszystkiego, ale nie tego, jak ochronić kuchnię i ciebie! Nie twoja wina, że te dziwne taśmy non stop się odklejają, a folie ochronne pobrudzone farbą przyklejają się do wszystkiego. Dresu szkoda, ale może się wypierze... Włosy i policzek? Zmyje się. Lub nie.

Godzina 22:30. Wkurzona czepialstwem i brakiem uzasadnionych zakupów zaczynasz sprzątać. Faktycznie, ten rozcieńczalnik polecony przez sprzedawcę działa i ładnie zmywa farbę z lodówki. W sumie... jest już późno, a jutro i tak znowu malowanie, druga warstwa. To może poczekać ze zmywaniem plam do jutra?

Po takiej decyzji bierzesz długą kąpiel, w nagrodę za dobrze wykonaną pracę. Nagroda ta jest w pełni uzasadniona. Zagrałaś na nosie - i ambicji - mężczyznom fachowcom, którzy nie wierzą w zdolności kobiet. Wyrwałaś im z rąk zajęcie, w którym uważają się fachowcami, a w rzeczywistości różnią się od nas jedynie doświadczeniem, nie umiejętnościami. Ta satysfakcja z dobrze wykonanej pracy, z tego, że mimo przeciwności sama pomalowałaś te całe ściany - poczucie to jest bezcenne. Mimo że padasz na pysk, a farba z włosów nie chce się zmyć, wiesz, że wykonałaś kawał dobrej roboty. Jesteś z siebie zadowolona.

Etap V: dzień następny.

Plamy fiołkowej farby na suficie i meblach zaschnięte. Rozcieńczalnik nie działa. Emocje sięgają zenitu. Po ekspresyjnym rzucie wałkiem na kuchence pojawia się fiołkowa smuga. 

Cholera, będzie konieczny kolejny remont...


Źródło: Youtube.com

17 stycznia 2016

Proste figurki z masy solnej - wiszące ozdoby do domu.

Robiąc wiszące figurki z masy solnej posługuję się w 80% foremkami do ciastek, co powoduje, że ciągle słyszę wtedy pytania, co dobrego piekę :) Jakkolwiek takie "ciastka" wyglądają może apetycznie (zwłaszcza po pomalowaniu), śmiałkom chcącym je spróbować nie polecam tego. Chyba że chcą pozbyć się zębów.

Figurki z masy solnej można - w najprostszy sposób - zrobić używając albo foremek do ciastek, albo szablonów wyciętych z tekturek. Pierwsza wersja jest łatwiejsza (nie wymaga takiej precyzji) i zdecydowanie szybsza, dlatego też od niej zacznę.

Przepis na masę solną znajdziesz tutaj.

Akurat w ostatnich dniach rozpoczął się okres ferii zimowych i pewnie niejeden będzie zadawał sobie pytanie, co z tym faktem począć i jakie zajęcie - inne niż komputer - wynaleźć. To jest jedna z ciekawszych propozycji - zwłaszcza, że ze względu na konieczność odczekania między poszczególnymi etapami pracy, można taką zabawę z masą solną rozłożyć na kilka dni.

serce z masy solnej


Co jest potrzebne?

Potrzebne jest niewiele i to rzeczy, które znajdują się w większości domów - a jeżeli nawet ich nie macie, odrobina kreatywności i na pewno uda się je czymś zastąpić :) Np. gdy robiłam pierwsze figurki, nie wiedziałam, czy warto mi kupować nowy kartonik z farbami plakatowymi, a jeżeli tak - to jakiej jakości. I używałam farb mających około 10 lat, pozostałości po latach szkolnych - oczywiście, miałam słaby wybór kolorów, a niektóre farby były zaschnięte - mimo to jakoś poszło i udało mi się określić, czy brnąć w to dalej i inwestować :)
ozdoby z masy solnej
  • trochę mąki
  • wałek
  • foremki do ciastek - ewentualnie wycięte szablony
  • słomka do napojów
  • masa solna












  • chusteczki higieniczne
    ozdoby z masy solnej
  • pędzle, farby plakatowe, kubek na wodę - cały zestaw jak w szkole do malowania
  • gazety
  • patyczki higieniczne
  • wykałaczki









Jak zrobić proste ozdoby z masy solnej - krok po kroku

Wybór wzorów oczywiście jest dowolny - mnie akurat naszło na ryby i kurczaki. Te drugie już trochę w duchu Wielkanocy, bo nim opanuję je na tyle, by mogły być ozdobą na oknie, minie trochę czasu :)

Przygotowanie modeli

  1. Rozwałkuj masę solną - powinna być równa, bez odcisków palców i wysokości minimum 0,5-1 cm (cieńsze łatwo się rozwalą). Dobrze jest posypać stół odrobiną mąki, wtedy masa nie będzie się tak mocno przyklejała i łatwiej będzie na niej pracować.
    figurki z masy solnej
  2. Wycinaj foremkami "ciastka" - na początku może wymagać chwili, by to opanować :) W masie solnej łatwo o odciski palców i nieudane próby przenoszenia modeli na gazetę. Wszystko na spokojnie. Nawet jeżeli się nie uda, felerny kawałek masy solnej można zgnieść i ponownie rozwałkować, aż do skutku. Lub do momentu, w którym ma się ochotę rzucić wałkiem przez okno.
    ozdoby z masy solnej
  3. Wycięte ciastko podważ nożem lub cienką łopatką - trzeba uważać, żeby od spodu nie zrobić odcisków - i przełóż na gazetę.
  4. Słomką do napojów zrób dziurki, przez które później przełoży się wstążkę.
    figurki z masy solnej
  5. Ostrożnie ułóż wszystko na grzejniku. Ważne, żeby między grzejnikiem a masą solną było cokolwiek - inaczej rybki mogą się... grillować :)
    ozdoby z masy solnej
Co dalej? Kilka godzin na grzejniku. Ile konkretnie, zależy od grubości modeli oraz temperatury grzejnika. Dobrze jest kilka razy odwrócić figurki.

Malowanie, zdobienie, lakierowanie...
To, jak pomalujesz lub ozdobisz figurki, ogranicza tylko Twoja wyobraźnia... oraz zdolności i dostępne materiały.

Najważniejsze wskazówki:
  • Jakimi farbami malować masę solną? U mnie sprawdzają się plakatowe. Są dość gęste, a masa solna jest higroskopijna, przez co zbyt rzadkie farby (lub za mocno rozcieńczone plakatowe) będą się "wchłaniały", zostawiając mało koloru na wierzchu.
  • Wiem, że czasem trudno o cierpliwość, ale najwięcej zniszczeń powstaje, gdy za szybko chce się malować kolejna stronę lub warstwę. Dobre wyschnięcie farby jest warunkiem koniecznym.
  • Zdobić można - poza farbami - wszystkim. Przyklejać papier, koraliki, różne cekiny, malować klejem z brokatem... Co tylko przyjdzie do głowy. Elementy papierowe można przykleić zwykłym klejem w tubce, zadziała. Inne - coś w stylu kropelki i innych preparatów do sklejania palców.
  • Pilnuj, żeby nie malować pędzelkiem brudnym od innej farby - po to są chusteczki higieniczne. Często wymieniaj wodę do pędzli. Niby banalne, ale łatwo o tym zapomnieć i później wkurzać się, że po pomalowaniu kilku niebieskich rybek kurczak zamiast na żółto, barwi się na zielono...
  • Drobne niedociągnięcia można próbować korygować patyczkami higienicznymi.
  • Wzory, drobne elementy - jeżeli nie masz cienkiego pędzelka - można malować wykałaczką, szpilką lub igłą.
  • Sprawdzi się również odciskanie niczym pieczątką różnych wzorów.
  • Świetny efekt daje polakierowanie ozdób z masy solnej bezbarwnym lakierem w spray'u. Koszt nie jest duży (około 10 zł), a jedna puszka wystarcza na długo. Przy lakierowaniu ważna jest oszczędność. Zdarzyło mi się, że psiknęłam lakieru za dużo, przez co długo wysychał i "rozmoczył" farbę.
Na sam koniec...

...wstążka sklejona klejem i można wieszać :) Chyba że chcesz powiesić taką ozdobę na karniszu - wtedy spinam zszywaczem wstążkę już bezpośrednio na nim.

figurki z masy solnej


Najlepsze w takich prostych ozdobach z masy solnej jest szerokie spektrum możliwości. To, co z tego zrobisz, jak będzie wyglądało, do czego służyło, ogranicza bardzo mało czynników (głównie dostępność wzorów). Jeżeli nie masz foremek do ciastek w interesującym kształcie, modele można wyciąć nożykiem z szablonu. Wymaga to większej precyzji i cierpliwości, ale też jest skuteczne. W ten sposób robię ostatnio wersje "demo" walentynkowych serduszek z imionami, które będą fajnym, nieszablonowym pomysłem na prezent walentynkowy. Na razie w fazie próbnej wyglądają zaledwie przeciętnie, ale po kilku próbach mam zamiar dojść do poziomu pozwalającego na wystawienie ich na Allegro - co szkodzi spróbować, może akurat komuś się spodobają i parę złotówek wpadnie do kieszeni :)

A tymczasem - miłej zabawy z masą solną. Dwutygodniowe ferie są świetnym czasem, by wykorzystać ten pomysł na zabawę z rodzeństwem lub dziećmi. Równie dobrze można odstresować się w ten sposób po pracy lub zrobić dla kogoś pomysłowy prezent. Możliwości są nieograniczone :)